niedziela, 19 lutego 2012

Niedziela

Tydzień minął nie wiem kiedy!
Zleciał.
Uciekł.
Przemknął.
Miał  naprawdę niezłe tempo.
Dopiero co był poniedziałek.
A tu, tuż tuż za rogiem, czai się już jego następca.
*          *          *
Odgraciłam dzisiaj mieszkaniową przestrzeń.
Worki ze śmieciami piętrzyły się na pół korytarza.
Wypucowałam meble.
Wymyłam blaty.
Przemeblowałam przestrzeń w szafach.
Wyrzuciłam wszystko to, co miało się niby do czegoś przydać a nigdy nie było używane.
Zatargałam wszystko do śmietnika.
I odetchnęłam.
Zrobiło się lżej.
Czyściej.
Luźniej.
*          *          *
Zaczytuję się w "Projekcie Szczęście" Gretchen Rubin.
Po prawie stronie zamieszczam odnośnik do strony www.
A tam między innymi propozycja prowadzenia własnego, internetowego Projektu.
Może się skuszę.
Może to jest właśnie pomysł na ogarnięcie samej siebie w tym roku.
Na razie stawiam małe, ale ambitne kroczki w tej kwestii.
A może jak to wszystko zostanie napisane, to poczuję się bardziej zobowiązana...
Może mogłoby się to nazywać: Projekt Ja Sama?
*          *          *
Dokonałam wczoraj arcysportowego wyczynu w supermarkecie.
Chciałam trafić mrożonką do koszyka popychanego przez Misiołaka.
Rzuciałam.
I trafiłam rzeczoną mrożonką w belkę trzymającą lampę, która znajdowała się nad lodówkami.
Misiołak orzekł, że brak mu słów.
Wzięliśmy inną mrożonkę.
Tamtą zostawiliśmy jako trofeum moich sportowych umiejętności ;)



czwartek, 9 lutego 2012

Czwartek

Dopieszczania siebie ciąg dalszy.
Mam takie wrażenie jakby każda część mojego ciała wołała.
Krzyczała.
Pragnęła zainteresowania.
A zatem się interesuję.
Dbam.
Dopieszczam.
Słucham.
*          *          *
Staram się za wszelką cenę zwolnić.
Przestać biec.
Nie uczestniczyć w gonitwie, która trwa tuż obok mnie.
Staram się skupić na sobie i na swoich potrzebach.
Włączam egoizm.
To trudne.
Bo od zawsze uczono mnie, że to inni są najważniejsi.
Że siebie trzeba stawiać na samym końcu.
Że trzeba dogadzać innym i się nimi zajmować.
A gdzie w tym wszystkim ja?
Zanurzam się we własnych myślach i staram się mocno wsłuchać w to, co tam głęboko siedzi.
*          *          *
Jutro czeka mnie spotkanie z Rodzicielem.
I pewnie znowu to wszystko zostanie bezczelnie zbutowane.
Skopane.
Zmiażdżone.
Stłamszone.
Wyśmiane.
*          *          *
Na kilka chwil przyszła wiosna.
Znalazłam w swoich zasobach płytę z dźwiękami lasu.
Śpiewają ptaki.
Grają świerszcze.
Kiedyś płyta została zakupiona i trochę przeze mnie wyśmiana.
Teraz ją doceniam.
Przez chwilę przestało mieć znaczenie ile kresek na minusie pokazuje termometr.
Cudnie...

wtorek, 7 lutego 2012

Wtorek

Mleko z bananem to ostatnio moje ulubione danie.
Kolejny wieczór, kolejny kubeczek.
Tym razem zagryzany czekoladą.
*         *         *
Dzisiaj jest taki wieczór kiedy dopada mnie błogostan szeroko pojęty.
Grzejniki ustawione na pełną parę.
Czekolada rozpływa się w ustach.
Za chwil parę zaatakuję gorący prysznic z pachnącym mydełkiem.
Może jakaś maseczka się napatoczy.
Albo aromatyczne masło do ciała.
Mam potrzebę dopieszczenia samej siebie.
Nic nie muszę.
Nigdzie się nie spieszę.
*          *          *
Woda w rodzimej Zatoce zamarzła.
Późnym wieczorem unosi się nad nią mgła.
Zupełnie jak na melancholijnym, starym francuskim filmie.

sobota, 4 lutego 2012

Sobota

Pobiłam własny rekord w porannym wstawaniu do pracowniczego zakładu.
Zmiana była na 03:00 rano.
Wstałam o 01:30 w nocy.
W drodze do pracy minęliśmy z Misiołakiem dwa samochody.
*          *          *
Umiliłam sobie poranne wstawanie w sposób następujący:
na obiad ugotowałam zupę kokosową.
Na kolację piję mleko zmiksowane z bananem.
Pychota!
*          *          *
Wczoraj popołudniu wywaliła rura ciepłownicza.
W naszym mieszkanku zapanował chłód.
Zniknęła ciepła woda.
Ubraliśmy ciepłe dresiki, grube skarpety i zawinęliśmy się w kołderki i kocyki.
Spaliśmy trzymając się za łapki - bo tak cieplej ;)


piątek, 3 lutego 2012

Piątek

Dzisiaj Światowy Dzień Walki z Rakiem.
I to właśnie dzisiaj zmiany na blogasku.
Z tytułu znikają nowotworowe i tarczycowe potwory.
Nie chcę być szufladkowana jako osoba chora. 
Omijam wielkim łukiem wszelkie CO.
Porzuciłam swoich lekarzy, którzy ewidentnie kręcili się w kołko.
To, co miałam napisać o wyżej wymienionych potworach, już napisałam.
Z głowy wyrzucam wszelkie myśli związane z moim przeszło dwuletnim borykaniem się z tymi paskudami.
*          *          *
Będzie po nowemu.

środa, 1 lutego 2012

Nick Vujicic...


... nie mam nic więcej do dodania.
Buziaki dla Was wszystkich!
I od jutra - wszyscy się uśmiechamy! Bez względu na okoliczności!