poniedziałek, 9 stycznia 2012

Chyba...

... jednak obejdzie się bez noworocznych postanowień.
Niech będzie co ma być.
Oby było w miarę dobrze.
W sumie nic więcej mi nie potrzeba.
Za każdym razem kiedy sobie coś postanawiam, to natychmiast dzieją się rzeczy, które uniemożliwiają mi dotrzymanie tych postanowień.
Albo sam fakt, że jest to postanowienie sprawia, że mi się odechciewa.
Już tak mam.
*          *          *
Mam coś jeszcze.
W psychologii nazywa się to Synodrom Dorosłych Dzieci Rozwiedzionych Rodziców (DDRR).
Zaczytałam się.
Wiele dowiedziałam.
W głowie otworzyły się nowe furtki.
Czytałam długie artykuły - jakbym czytała o sobie.
Autorzy twierdzą, że potrzebna jest terapia psychologiczna.
Ale czy ja na pewno chcę otwierać te drzwi, które, przynajmniej pozornie, pozamykałam?
Czy na pewno chcę wracać do tych momentów, o których chcę zapomnieć?
Czy chcę stawać twarzą w twarz z małą, zapłakaną dziewczynką, która siedzi gdzieś głęboko schowana?
Czy chcę się głośno przyznać do tego wszystkiego co czuję?
Czy chcę wykrzyczeć to wszystko czego nikt nigdy nie chciał słuchać?
*          *          *
W związku ze zbliżającym się wyjazdem weszłam kilka dni temu do sklepu sportowego.
Ot tak - przy okazji.
Przy półkach z butami trekkingowymi stała kobieta.
Włos przefarbowany na świński blond, makijaż na całego, markowe drogie ciuchy, szpilki.
Na oko - mocno po 50 - tce.
Zrobiona - na wczesną 20 - tkę.
Poinformowała sprzedawcę, że szuka takich "nie twarzowych" butów bo wyjeżdża się wspinać na Kilimandżaro.
I niech jedzie.
Tak się tylko zaczęłam zastanawiać - wszystko stało się takie dla wszystkich.
Kiedyś w wysokie góry, zdobywać szczyty jeździli tylko zawodowcy.
Lata praktyki, miesiące przygotowań, tygodnie przepełnione emocjami.
A tu dziunia wykupiła sobie za grubą kasę wycieczkę i też się będzie wspinać.
A co?!
Wszystko jest dla ludzi nie?...
*          *          *
Układam w głowie listę rzeczy, które mam zabrać na swoją wyprawę.
Buty, swetry, wygodne spodnie i dobry nastrój.
Misiołak pod pachę i w drogę!
Jeszcze pięć dni!
*          *          *
Ojciec stwierdził złośliwie, że chyba nieźle mi się powodzi skoro wyjeżdżam na 10 dni do SPA w Karpaczu.
A co? - ma mi się nie powodzić?!
Grożą za to jakieś kary?!
Powinnam mieć ciągle pod górę?!
Mam się dokładać do czynszu za mieszkanie w którym nie mieszkam?!
Czy łożyć na jakiś inny cel dla rodziny, która ma mnie głęboko w poważaniu?!


5 komentarzy:

andziaos pisze...

O nie, nie, nie !
Killerko, masz zadbać o siebie i o Misiołaka. Zapakować Wam grube swetry i kominy na głowę i jechać i użyć tych gór i zimowych widoków:)
Kiedyś, gdy będziesz chciała - zrobisz sobie "remanent" z traumy z dzieciństwa. Ale teraz NIE! Teraz wyjazd i Wasz pobyt. Dbaj o siebie, i odnajduj na nowo te wszystkie ważne w życiu rzeczy - po prostu życie z kimś kochanym u boku.
serdeczności, Andzia

Ksena pisze...

:* ja też mam syndrom DDRNR , czyli nierozwiedzionych, bo nawet nie raczyli się rozwieść :]
ojciec Twój niech przestanie zazdrościć i niech się weźmie za robotę to może sobie jechać nawet do kilimandzaro (czy na? czy obok? nie znam się !)
Szkoda słów!
Nie zapominaj tradycyjnie o ciepłych majtach :] ma zima przyjść! :*
Ściskam!!

Killerka Anarchisty pisze...

Andziu: na pewno nie zabiorę się za ten temat teraz! Wyjeżdżam! Zamierzam wypocząć tak bardzo, jak tylko się da! Misiołak już został poinformowany, że będzie ściaskany i przytulany do granic możliwości! ;)
Ksena: najśmieszniejsze jest to, że mój ojciec baaaardzo dobrze zarabia. Dlatego nie zrozumiałam tych komentarzy na temat mojego powodzenia.
Jutro zaczynam wielkie pranie - podobno na południu leży śnieg więc trzeba koniecznie zabrać ciepłe majty i skarpety! :)

andziaos pisze...

Otóż to, Ksena dobrze pisze - majty koniecznie !
Może tylko skarpetki i majty upierz przed a resztę PO przyjeździe :D
Przeca nie trzeba wszystkiego naraz he he.
:*

Killerka Anarchisty pisze...

Ha ha ha! :D
Misiołak ma jeszcze inną teorię - po co w ogóle brać majty?! ;D
Pralka już chodzi na pełnych obrotach!