środa, 14 grudnia 2011

Cały dzień...

... ganiałam po mieszkaniu z mopem, odkurzaczem i szmatami.
Umyłam okna.
Potem zabrałam się za szorowanie półek i szafek.
Układałam porozrzucane rzeczy na nowe miejsca.
Pucowałam kąty i kąciki.
Odkurzyłam.
Potraktowałam mopem podłogi.
Zrobiłam pranie.
Wkręciłam żarówki.
Zjadłam bułkę.
Wypiłam dwie kawy.
*          *          *
Wszystko zaczyna się powolutku układać.
Wyniki wyglądają w porządku.
Wizyta u lekarza się zbliża - zobaczymy co powie.
Zaczęło mi się układać finansowo.
Zaczynam trochę inaczej patrzeć na rodzinną sytuację. Z większym dystansem.
Lepszych dni jest więcej niż gorszych.
Złe sampoczucie po prostu przyjmuję - jeśli się pojawia, to odpoczywam. Śpię. Pozwalam organizmowi na to, na co ma ochotę.
Gdzie jest haczyk?
Kiedy znowu coś na mnie spadnie?
To niedorzeczne.
Ale myśli niespokojnie krążą wokół tego pytania.
Zawsze kiedy wszystko wydaje się wychodzić na prostą, coś się pieprzy.
Z której strony teraz dostanę?
*          *          *
Zadzwonił dzisiaj do mnie Rodziciel zwany Tatą.
Po ostatnim spotkaniu i kłótni, nie odzywał się do mnie ponad miesiąc.
To co usłyszałam dzisiaj sprowadziło się w zasadzie wyłącznie do "nowych" pretensji.
Bo przecież ze mnie jest najgorsze dziecko na świecie.
Bo przecież nie da się ze mną rozmawiać.
Bo nie ma takiej możliwości żebyśmy ze sobą normalnie rozmawiali.
A najbardziej wkurza mnie fakt, że będę musiała się z nim zobaczyć w Święta.
Bo przecież tak wypada! Nie można inaczej!
Jakiż to poziom zakłamania - przez cały rok słyszę wyłącznie pretensje.
Ale w Święta trzeba się zobaczyć na kolacji nie?!
Trzeba siedzieć przy jednym stole.
Dać sobie prezenty z których i tak nikt nie będzie zadowolony.
Trzeba rozmawiać o pogodzie, bo o nie mamy innych tematów.
Trzeba udawać, że jesteśmy przykładną, normalną rodziną.
Którą nigdy nie będziemy.
*          *          *
Uśmiecham się do siebie.
W TYM konkretnym momencie, w TEJ chwili jest mi dobrze.
Tak po prostu.
Nic więcej mi nie trzeba.


2 komentarze:

andziaos pisze...

Hej, po prostu żyj Tą chwilą, teraz i Tu. pozdrawiam

Anna http://milosc-rak-codziennosc.blogspot.com pisze...

Tak samo mamy z moim teściem. Ale ja jednak jestem za tym żeby sie widywać, dogadać. Bo może warto. Może w obliczu np. raka takie kłótnie i pretensje to błachostki. Jak łatwo je tak naprawdę rozwiązać w porównaniu do innych spraw. Mimo wszystko zyczę ci żeby te święta z tatą były jak njprzyjemniejsze:)))