niedziela, 13 listopada 2011

Dzisiaj...

... w mojej głowie zapanował spokój.
Tak już bywało wcześniej.
Najpierw się nakrecam - że mi organizm odmawia posłuszeństwa, że znowu się coś nowego pojawiło, że trzeba gnać do WCO.
A potem przychodzi spokój.
Natłok myśli odpuszcza i odchodzi.
I znowu wszystko mogę.
Znowu otwieram się na codzienność.
*          *          *
Zachwycam się codziennie.
Najczęściej drobiazgami.
Dzisiaj padło na obrazki zza okna samochodu na polską wieś jesienią.
Pogoda była raczej taka sobie - szaro, buro, zimno.
Ale był dym z komina.
Czerwone liście tańczące z wiatrem.
Kot przy płocie szukający wzrokiem jakiegoś ciepłego miejsca.
Sterty zebranych ziemniaków i buraków.
Jest pięknie.
*          *          *
Mieszkanko wysprzątane.
Sąsiedzi pewnie pomyśleli, że mieszka nad nimi jakaś wariatka, która w niedziele późnym popołudniem gania z odkurzaczem.
Podłogi wymyte.
Kurze zniknęły.
I wszędzie pachnie ciastem czekoladowym - uhonorowaniem przybycia spokoju.  
Czekoladowy piernik, ze świeżą skórą pomarańczy, rodzynkami i cynamonem. To takie ciasto, które całym sobą mówi - Nowotworowym Anarchistom mówię kategoryczne żegnam! Nie ma tu dla Ciebie miejsca! A WCO nam nie straszne!
I tego się będę trzymać!

Brak komentarzy: