sobota, 13 października 2012

Sobota

Czy macie czasem tak, że boicie się kiedy pęknie mydlana bańka w której przyszło Wam żyć?
Czy pytacie samych siebie kiedy skończy się sen, który sobie wyśniliście?
Czy łypiecie czasem za ramię w poszukiwaniu tego czegoś, co zburzy spokój?
*          *          *
Doznaję spokoju.
Tego, czego tak długo mi brakowało.
Tego, czego tak bardzo pragnęłam.
Tego, na co miałam taką nadzieję, że ktoregoś dnia nadejdzie.
Przyszedł.
Zapanował.
Zawładnął.
*          *         *
Głowa zaczyna się cieszyć.
Małymi codziennościami.
Powrotem z pracy, kiedy dzień dopiero wstaje.
Widokiem kolorowych, jesiennych liści.
Wiatrem pachnącym morzem.
Śniadaniem jedzonym w spokoju i bez pośpiechu na czerwonej kanapie.
Czasem, który nagle się znalazł.
Na malowanie paznokci, czytanie książek, odpoczynek i na nicnierobienie.
Na to, żeby przystanąć.
Żeby zastanowić się, wyobrazić sobie, co będzie dalej.
*          *          *
Usłyszałam ostatnio, że trzeba umieć pogodzić się z tym, że coś może nie pójść po naszej myśli.
Że nasze życie może potoczyć się zupełnie inaczej, niż sobie to wymyśliliśmy.
I że da się to zrobić, jeśli jesteśmy pogodzeni ze sobą.
Banał.
Ale jakże trudno powiedzieć sobie prosto w oczy, że jesteśmy ze sobą pogodzeni. Że jesteśmy z siebie zadowoleni niezależnie od wszystkiego. Że damy sobie radę bo w siebie wierzymy.
 
 


Brak komentarzy: